Zima nam nie odpuszcza i mrozy wciąż trzymają, co pewnie na wiele z Nas działa tak, że mamy ochotę tylko siedzieć pod ciepłym kocykiem:) Dodatkowo skończyłam sesję(wszystko do przodu, uff), więc uprawiam słodkie i niewinne lenistwo. Jednak w weekend, za namową pana z telewizji, który powiedział, ze spacery na takim mrozie działają, uwaga - antycellulitowo, wybrałam się na małe zakupy. Z przygodami upolowałam kurtkę i parę innych dodatków. Sponsorami przygód była obsługa sklepu ZARA, która sama nie stosuje się do swojego regulaminu, a panie przy kasie są dodatkowo niemiłe i wredne. Tyle mojego żalu na ten temat i przechodzę do haulu, który jest naprawdę skromniutki.
Muszę przyznać, że wszystkie rzeczy kupiłam pod wpływem KWC i Waszych opinii. Jestem tu od niedawna, ale ciesze się, że większość z Was to naprawdę szczere blogerki i jeśli chodzi o kosmetyczne dylematy jesteście dla mnie dużą pomocą:) [to takie moje małe nawiązanie do tego, co ostatnio się działo w blogosferze, oby więcej takich sytuacji nie było]
Kupiłam:
Tonik ogórkowy Ziaja: szukałam czegoś bez alkoholu, taniego, a ostatnio Jedna z Was go polecała, więc się skusiłam. Mam nadzieję, że mnie nie wysypie!
Korektor antybakteryjny w płynie Hean Problem Reductor: w sztyfcie z manhattana akurat się kończył, a o tym słyszałam dużo dobrego, zobaczymy jak się sprawdzi.
Puder Synergen: kupiłam, bo akurat był w promocji i kolor mi odpowiada. Swoją drogą, co to za zwyczaj, żeby najjaśniejszy puder miał ostatni numerek?!
Maść z witaminą A: nie załapała się na zbiorowe zdjęcie, ale o jej zaletach chyba nie muszę pisać:)
Krem specjalny do cery trądzikowej z krzemem: gdyby nie KWC w życiu bym o nim nie wiedziała, a że kupiłam go trochę wcześniej, już jest moim wielkim cudem! Napiszę o nim osobą recenzję, bo krem jest naprawdę wart bliższego poznania.
Tak patrzę i się zastanawiam - profil kosmetyczny nastolatki. Niestety, mimo 22 lat wypryski i ogólnie przygodowa cera to moja codzienność:(
Jak widzicie zakupy skromne i dość mało powalające, ale każde zakupy cieszą, nawet te robione przy -15 stopniach. Na rozgrzanie podaję Wam 'przepis' [to zdecydowanie za duże słowo] na to, co piję codziennie od paru dni i celebruję tę chwilę chyba nawet bardziej niż picie porannej kawy. Do kubka (lubię duuuuże) sypię szczyptę cynamonu i szczyptę mielonego imbiru(można dodać świeży starty), dodaję jakiejś ulubionej czarnej herbaty i zalewam wrzątkiem. Czekam trochę aż ostygnie, dorzucam łyżkę miodu - koniecznie prawdziwego i plasterek cytryny. Gotowe! Jest pyszne, proste i idealne na takie wieczory. Wielką fanką czarnej herbaty nie jestem, ale wg mnie w tym połączeniu taka smakuje najlepiej. Właśnie wpadłam na pomysł, żeby dodać jeszcze chilli!
Pozdrawiam Was gorąco, spod koca oczywiście!